niedziela, 29 stycznia 2017

Nothing Can Happen - rozdz. 12

Hej!

Oto najpunktualniejsza osoba na świecie :D
W tym rozdziale wyjątkowo coś się stanie. Zazwyczaj akcja płynie powoli, ( czego nadal nie wykluczam) ale dzisiaj będzie ciut inaczej.
W ogóle mam ostatnio fazę na "Przeminęło z wiatrem" , więc całym sercem starałam się, by nie zacząć pisać archaizmami xD
A małe odwołanie do książki jest i tak... Zawsze muszę się do czegoś odwołać.


Zapraszam do czytania i komentowania! :D







Ta piosenka mnie ostatnio "nawiedza"  <3





***********************************************************************************

     Na dworze szalała burza. Możliwe, że nawet większa od tej, która spotkała mnie pamiętnego dnia, kiedy życie wywróciło się do góry nogami. Deszcz był na tyle rzęsisty, by majowa aura natychmiastowo prysła i jakby straciła swój urok. Siedziałam na kanapie pod wielkim oknem, dzielącym przytulne wnętrze kina od szarej, zwykłej rzeczywistości. Krople deszczu łączyły się ze sobą, tworząc asymetryczne smugi na nieco starej, zabrudzonej szybie. Ewa z Jankiem poszli na chwilę coś kupić, natomiast ja skupiałam swoje myśli wokół zupełnie innych spraw…

    Pogoda panująca na zewnątrz nie sprzyjała powrotom do domu. Przed oczami przewijali mi się zabiegani ludzie z prawdopodobnie jedną myślą w głowie. Gdzie podziało się słońce i kwiaty bzu? W tym chaosie nikt nie zdawał się dostrzegać tak przyziemnych i oczywistych rzeczy. Kilka osób niepewnym krokiem opuszczało budynek, a wszechobecna aura podenerwowania powodowała paraliżującą ciszę. Było w niej coś pięknego, coś co pociągało i skłaniało do marzeń, czy też niezwykle pięknych, choć nic nie znaczących słów. Czułam się samotna, aczkolwiek to uczucie nie sprawiało mi przykrości, lecz pozwalało oddać się temu, co leży na sercu od dawna.

      Gdy byłam mała, majowe wieczory spędzałam u babci. Za czasów jej życia robiłyśmy razem pyszne konfitury ze świeżych truskawek zebranych w ogródku. Później rozmawiałyśmy o właściwie wszystkim i niczym. Babcia jako jedna z niewielu osób potrafiła zrozumieć, uszanować moje wewnętrzne refleksje, które w zwyczaju byłam jej powierzać. 

     Z biegiem czasu te wspomnienia stały się niewyobrażalnie odległe, jakby jakaś niewidzialna siła zbłądziła w świecie, pomiędzy kartkami kalendarza. Nigdy nie zapomnę słonecznego uśmiechu babci, kuchni do której przynosiłam zerwane kwiaty oraz małego podwórka. Odnośnie jego… Tam się wychowałam, wykształtowałam dzieciństwo. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko zniknęło za sprawą  jednego, głupiego zdarzenia, dającego mi świadomość o niewyobrażalnej kruchości ludzkiego życia.

    Od momentu wypadku jestem z pozoru tą samą osobą. Nadal unikam towarzystwa ludzi, snuję przemyślenia i zachwycam się drobnostkami, a mimo tego ewidentnie musi być coś na rzeczy, skoro z każdym dniem ponownie do niego powracam. Zbyt bardzo przejmujemy się rzeczami, które są bliżej nieistotne. Wymyślamy sobie problemy, a w chwili rzeczywistego cierpienia przeżywamy zawód i rozczarowanie. Stajemy się bezbronni wobec ironii losu, a jej z kolei nawet mimo największych chęci – nie jesteśmy w stanie zapobiec. Wszystkie te uczucia powodują w nas strach. Nie taki, o którym mówi się na co dzień, lecz prawdziwy pasożyt, niszczący wszystko, co zachowaliśmy. Tym sposobem można zauważyć, iż tak naprawdę do szczęścia potrzeba niewiele. Jednak mimo posiadania najważniejszych rzeczy są jeszcze sprawy ściślejsze i warte zupełnie innych słów. Tych rzeczy właśnie ludziom brakuje. Oprócz wartości materialnych pragniemy po prostu tego, czego nie w sposób opisać, a spotyka się to na co dzień.

                                                    ***

- Iwona? – odezwał się cichy głos dobiegający z niedaleka. Janek. To niewątpliwie on. Spojrzałam na niego kątem oka. Towarzysząca mu Ewa błądziła wzrokiem po widocznie „bardzo” interesującej powierzchni podłogi. Odnośnie ich dziwactwa, nie zmienię zdania nigdy. Choć nie ukrywam, że to właśnie w takim towarzystwie chociaż na moment zapominam o kłopotach i po prostu… żyję. 

- Idziemy już? Jest późno. – popatrzyłam na zegar.


- Chyba masz rację. – zgodziła się Ewa. – Jak chcesz, możesz wpaść do mnie. Nie zamierzasz przecież wracać do domu w taką ulewę?


- Nie ma problemu. – mruknęłam pośpiesznie. – Tylko… Czy twoja ciocia nie będzie miała nic przeciwko?


Twarz mojej przyjaciółki momentalnie się rozjaśniła.


- Wręcz przeciwnie. Ostatnimi czasy mało kto ją odwiedza, z resztą na pewno chętnie zamieni z tobą słówko. Nie widziała cię od jakiś czterech lat. To dużo. – skwitowała.


- Teraz jeszcze kwestia tego, jak tam dotrzemy. – zauważył Janek. – Chociaż znając życie i niezwodne taksówki… problem z głowy.


„Taksówka to rozsądny pomysł” – pomyślałam. W innym wypadku przemoklibyśmy do cna.


        Bez zbędnych słów wyszliśmy z kina. O tej porze dnia Warszawa prezentowała się przepięknie, wliczając w to zabudowę, okolice… Po prostu wszystko. Czułam się tu dobrze, pomijając fakt, iż przez trzy pierwsze lata życia zamieszkiwałam inne miasto. Mimo tego nie wyobrażam sobie żyć gdzieś indziej, niż tu. Całość jest jednak kwestią przyzwyczajenia, bez zbędnego sięgania pamięcią w czasy zbyt odległe, które przeminęły. Uważam jednak, że nawet pod wpływem przywiązań tęsknimy czasami za czymś… Co tak naprawdę może nawet nie istnieć…

      Zamówiliśmy taksówkę  i już po chwili całą trójką jakimś cudem upchaliśmy się w ciasnym pojeździe. Siedząc przy oknie, całą drogę obserwowałam rozciągający się wokół widok. Te mury, które równocześnie kochałam i których nienawidziłam nosiły na sobie ślady żywej historii. Historii Warszawy. Burzliwego miasta, burzliwego życia oraz całej masy mniej, bądź bardziej szczęśliwych ludzi…

      Zajechaliśmy wreszcie pod starą kamienniczkę. Podziękowaliśmy kierowcy, po czym poszliśmy do klatki schodowej. O ile mnie pamięć nie myli, ciocia Ewy mieszka na czwartym piętrze. Wchodziłam po schodach żwawym tempem, jednak już w połowie zawirowało mi przed oczami. Byłam bliska omdlenia. Na dodatek przemoczone włosy przykleiły mi się do twarzy. Przeziębienie – w tym wypadku gwarantowane.

    Nie lada wyzwaniem było dojście na górę. Nie wiem, czy z powodu choroby mogę mieć takie problemy. Za parę dni wizyta u lekarza, a wtedy dopiero sytuacja się rozjaśni.


     Ewa zapukała do drzwi i chwilę później jej ciocia powitała nas serdecznie. Nie zmieniła się zbytnio, wciąż była przesympatyczną kobietą o wesołym, mądrym spojrzeniu. Na mój widok uśmiechnęła się szeroko.


- Ach, Iwona! Gdzieś ty się podziewała przez te lata? Nie miałaś czasu mnie nawet odwiedzić? Rozumiem, rozumiem. W naszych czasach młodzież ma inne sprawy na głowie. – tu spojrzała na Ewę i Janka. – Wchodźcie, wchodźcie. – plątała się w słowach.

     
      Weszliśmy do mieszkania, ściągnęliśmy buty i już po chwili zaszyliśmy się w tymczasowym pokoju Ewy. Małe pomieszczenie dawało poczucie bezpieczeństwa i wywoływało przyjemną aurę, jak za czasów dzieciństwa, które bezpowrotnie odeszło. Na poobklejanej zdjęciami ścianie wisiała także moja fotografia z trzynastych urodzin. Pamiętam, że właśnie parę miesięcy później, Ewa wyjechała. Przyjrzałam się jej dokładniej. Byłam wtedy taka szczęśliwa. Taka pogodna… Nie doceniałam wielu rzeczy, a jednak żyjąc w prosty sposób czerpałam z codzienności więcej przyjemności, niż teraz.

      Ewa widząc moje zainteresowanie uśmiechnęła się lekko. Jedna ściana, a tyle różnych wspomnień…


- Wszystkie fotki przywiozłam ja. – tłumaczyła obojętnym tonem. – Nie myślisz chyba, że były tu przez cały czas?


- Nie, nie… - mruknęłam cicho. – Dziwi mnie tylko, z jaką… łatwością tu wróciłaś. Pewnie zamęczyłaś rodziców swoim błaganiem.


Za wszelką cenę usiłowałam być zabawna, jednak moje słowa przyniosły wręcz odwrotny skutek.


- Nie mówmy o tym. – machnęła lekceważąco ręką. – Co nieco powiedziałam ci już wcześniej. Nie ma sensu rozwijać tematu.


Skinęłam głową na znak zrozumienia. Trudno wymagać od kogoś prawdy, jeżeli samemu nie chce się jej ujawnić.

       Ciocia Ewy zaproponowała nam herbatę. Z chęcią poprosiłam o malinową, a tymczasem Ewa zaoferowała jej pomoc przy krojeniu ciasta. Janek z kolei chodził za swoją dziewczyną jak… sługa. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Tym bardziej, że planowaliśmy przejrzeć stos naszych wspólnych albumów, nasiąkniętych tysiącem niesamowitych wspomnień. Gdziekolwiek one były, postanowiłam je znaleźć. Przeszukałam kilka szuflad i wszystko na nic. Brakowało mi pomysłów, gdzie jeszcze mogą być. W końcu niechętnie otworzyłam największą szafę. Oprócz ubrań była tam również niewielka sterta teczek. Spojrzałam na nie z zainteresowaniem. Szczególnie zaciekawiła mnie jedna z nich. Wyglądała dość staro i z całą pewnością na takie też miano zasługiwała. Podeszłam bliżej. Chciałam ją otworzyć, tak też zrobiłam. Wtem moim oczom ukazała się rzecz, której nigdy bym się nie spodziewała.


- Ewa!!! – krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam. – Chodźcie tu!


Moje wrzaski musiały rzeczywiście wystraszyć obojga, bo nie minęło 5 sekund, a stali u progu drzwi z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Nie wykluczam również podejrzeń Janka co do mojej osoby. Biedak…


- Matko, Iwona! Nie strasz nas dziewczyno. – emocjonował się jak nienormalny.


Widząc jego minę, wskazałam palcem na kartkę, którą trzymałam w dłoni. Ewa przeżyła szok.


- To jest tu?! Szukałam tego tyle czasu, a to jest… tu?! Nie wierzę… Pokaż!


- Ewa, spokojnie. Najpierw powiedz mi coś o nim.


- O kim? – irytował się Janek.


Tu pokazałam mu dokument. Dokument sprzed siedemdziesięciu lat…


       Ewa wytłumaczyła nam, że jest to świadectwo szkolne jej dziadka, jeszcze z czasów przedwojennych. Nie mogłam uwierzyć, iż trzymam w rękach rzecz, której właściciel przyszedł na świat właściwie podczas zaborów.


- Ze świadectwa wynika, że urodził się w 1912 roku. To 84 lata temu… - rozmarzyłam się. Zawsze zachwycają mnie takie starocie.

- Dokładnie tak. – odpowiedziała Ewa. – Dziadek Franciszek był ojcem mojej babci od strony mamy. Ta kartka leżała w teczce długie lata, dobrze więc, że ją znalazłaś. Swoją drogą, dlaczego grzebiesz mi w szafie?


Zaśmiałam się nerwowo.


- Chciałam poszukać albumów i natrafiłam na… No właśnie nic szczególnego z wyjątkiem tego.


- Ciekawa sprawa, ile rzeczy można zrobić za sprawą przypadku. – wygłosił Janek poetyckim, przedrzeźniającym mnie tonem. Zachichotałam ironicznie.


- Skończyłbyś kiedyś żartować. Nie jest mi do śmiechu.


- Znowu masz zły humor?


- A niby czemu miałaby mieć zły humor? – spytała Ewa, śledząc nas przenikliwym wzrokiem.


- Nieważne… - szepnęłam, czując, że zaraz polecą mi łzy.


- Macie przede mną sekrety? W takim razie się nie wtrącam. – prychnęła i wyszła z pokoju.


Jej zachowanie było co najmniej dziecinne. Tak samo jak ten związek. Przecież nie mogę jej powiedzieć, jeszcze nie teraz…

                                                           ***
       Obserwowałam przez okno jak słońce chyli się ku wschodowi. Niebo nabrało pięknych barw, a już po godzinie było zupełnie ciemno. W pokoju siedziałam sama – Janek z Ewą oglądali telewizję, a ja jak zwykle myślałam o wszystkim i niczym. Wszystko wskazuje na to, że nie potrafię obcować z ludźmi. Cokolwiek powiem jest źle. To męczące. Będąc tak młoda, nie powinnam w ogóle zastanawiać się nad takimi rzeczami, a jednak to robię. Po co? Przecież niczego mi nie brakuje. Mam rodzinę, dach nad głową i czego jeszcze potrzeba? Oczywiście zdrowia, lecz to zupełnie inna kwestia. Nie do końca pogodziłam się ze swoim losem, jednak zawsze jest ta iskierka nadziei, że mimo wszystko wyzdrowieję i życie wróci do normy. A jeżeli nie? Wtedy już żadna rzecz mnie nie zmartwi, bo będzie za późno…

                                                            ***

      Do pomieszczenia weszła ciocia Ewy. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i rzekła:


- Jak u ciebie?


Nie wiedziałam co odpowiedzieć.


- Ewa zostaje tu na stałe.- ciągnęła dalej. – Za parę lat kupi sobie własne mieszkanie, lecz na razie jest pod moją opieką. W Warszawie wydaje się być szczęśliwsza niż tam, gdzie mieszkała wcześniej. To naturalne.


- Owszem. – zgodziłam się. Po chwili dodałam jeszcze:


- Czy nie wie pani, dlaczego tu wróciła? Przez te lata byłam pewna, że zapomniała o starym miejscu i nowe życie jej sprzyja.


- Dobrze wiesz, że tak nie jest. – mruknęła posępnie. – Tak naprawdę, Ewa to jeszcze dziecko, wielu rzeczy nie rozumie. Nie wątpię, iż jesteś od niej stokroć rozsądniejsza.


Cóż było zrobić, jak nie przyznać racji?


- Tak naprawdę, w jej domu nie działo się do końca dobrze. Ewa się bała. Stchórzyła i wyjechała.


To mnie zdziwiło.


- Nie rozumiem… Jej rodzice to dobrzy, życzliwi ludzie. Tworzą przecież zgraną rodzinę.  Co mogłoby być nie tak?


Kobieta spojrzała mi prosto w oczy.


- Rzeczywiście, byli porządnymi ludźmi do czasu, gdy nie pojawił się alkohol. – ostatnie słowa wypowiedziała prawie bezgłośnie. – Ojciec się wyprowadził, a matka… Nie biła Ewy, ale dziewczyna chciała żyć w dobrej rodzinie. Gdzie wszyscy są razem. Szanują się nawzajem. U niej dawno przestało tak być. Matka sprawiała tylko pozory, a tymczasem było coraz gorzej. Ewa wyjechała pod pretekstem lepszej szkoły, co też jest niewątpliwie prawdą, lecz w rzeczywistości poszukiwała wolności. Miejsca w którym może się rozwijać i żyć pełnią życia. Mieć przyszłość. To taka  radosna dziewczyna, zawsze humor człowiekowi poprawi, a sama wiele przeszła


- Nie widać tego po niej. – przyznałam.


- Racja. Jest świetną aktorką i w tym rzecz. Mimo trudności stara się zachowywać pogodę ducha, niezależnie od sytuacji. To cenny dar.


- Uśmiechać się, gdy serce płacze?


- Dokładnie tak. Tyle że działanie destrukcyjne takiego postępowania jest ogromne. Szkoda mi Ewy. Życzę jej, by zawsze była tak wesoła i pogodna.


Jakże ciężko było mi zebrać myśli po tych wszystkich słowach, jakie właśnie usłyszałam. Wtedy zaczęłam zupełnie inny temat…


- Czy pamięta pani dziadka Ewy, Franciszka? Oglądaliśmy jego świadectwo szkolne sprzed kilkudziesięciu lat. Nie chcę być wścibska, ale jakim cudem przetrwało wojnę?


- Dziadek Franciszek, coś podobnego! Wiesz, że był moim wujkiem?


- Właśnie się domyślam. To dziwne, ale zainteresował mnie człowiek, który urodził się 84 lata temu. Niesamowite, iż dokument przetrwał. Jest chyba z 1926 roku.


- Ach, tak. Rzeczywiście. Wujek był wspaniałą osobą. Na dodatek jaką zdolną! Miał piątki od góry do dołu. Całą wojnę spędził na Ukrainie, tam też się urodził. Dopiero w ’45 roku przyjechał do Polski jako repatriant. Miał ciężkie życie… i śmierć.


- W jaki sposób zmarł?


- Zachorował na białaczkę. Po diagnozie trzymał się około 23 miesięcy, ale choroba wygrała. Walczył dzielnie i do końca, lecz poległ. Czasami trzeba przegrywać. Co często się zdarza przy chorobie XX wieku… - westchnęła głęboko.


      Zrobiłam się cała blada na twarzy. To niemożliwe. Taki zbieg okoliczności… Chciałam płakać. Chciałam pokazać światu swój żal. Chciałam, żeby inni wiedzieli o moim cierpieniu. Tym destrukcyjnym, o którym wspominała ciocia Ewy.

     Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Zakryłam twarz dłońmi, bo tyle dumy mi jeszcze pozostało. Nigdy nie płakałam publicznie. Zawsze dawałam upust emocjom u siebie, w swoim pokoju. W swoim miejscu na Ziemi. Na pewno nie w takich okolicznościach jak te. Musiałam się uspokoić. 


- Czy coś się stało? – spytała kobieta po chwili.


- Wie pani… Wie pani, że ja też mam białaczkę?


Po tym rozpłakałam się na dobre.


- Iwona?


- Słucham? – wydukałam , wycierając łzy.


- Czasami stajemy w obliczu największego cierpienia tylko po to, by przekonać się, że życie wcale nie jest sarkastyczną komedią, z której można żartować. Nie jest też żadną bajeczką. Życie to wyzwania, chwili słabości. Doskonale cię rozumiem. Nigdy nie sądziłabym, że cukier stanie się gorzki.


- Jest mi tak trudno


- Wiem. Może nie jestem lekarzem, ale jak najbardziej zdaję sobie z tego sprawę. Czy nie widzisz jednak, w jak szybkim tempie postępuje medycyna i nowoczesne technologie? Dla wielu ludzi jest nadzieja. Dla ciebie też.


- Za 5 dni rozpoczynam chemię. – oznajmiłam smutno.


- Życzę powodzenia, bo przecież nic nie jest do końca przesądzone. Swoją drogą, co u twoich rodziców i brata? Jak znieśli wieść o chorobie?


- Starają się być silni. Pomimo tego mam wyrzuty sumienia, ponieważ przeze mnie muszą tyle cierpieć. – powiedziałam


- Na pewno nie cierpią bardziej niż ty. Staraj się być taka jak wcześniej, rozmawiaj z nimi, nie zamykaj się w sobie, a problemy znikną. Ufasz mi? 


- Pani? Ależ naturalnie. Na pewno nie należy pani do tych fałszywie współczujących ludzi.


- Miło mi. Może chciałabyś do nich zadzwonić? Nie wzięłaś telefonu, prawda?


- Prawda. Jeżeli można, to zadzwonię. Powinnam wracać do domu.


- Rób co uważasz za słuszne, Iwona. – rzekła intrygującym tonem i poszła
.

          Do rodziców zadzwoniłam przez telefon stacjonarny. Po czterech sygnałach odebrał Robert:


- Halo?


- Halo? A, to ty. Rodzice są w domu?


- Zaraz mają wracać. Kwestia tego, gdzie ty jesteś…


- Później ci opowiem. Cześć. – rozłączyłam się od razu.


            Rzuciłam Ewie i Jankowi krótkie „pa”, po czym wyszłam. Jeżeli dziadek Ewy walczył do końca, zawalczę i ja. Przecież mogę. On nie wygrał, jednak ja… No cóż, wszystko może się zdarzyć. Wszystko albo nic.

*************************************************************************************************

I jak się podoba? Przepisywałam to na komputer jakieś 4 godziny. Masakra.
Wiem, że są błędy, powtórzenia no ale trudno.
Dzisiaj było trochę dłużej niż zwykle, więc jestem zadowolona. Przepraszam też jeszcze za wątek historyczny. Nie każdy lubi, wiadomo.

Dobra, ja już kończę, pozdrawiam i cześć

Mezzoforte

środa, 25 stycznia 2017

Informacja

Tak... Notki nie było dosyć dawno, a to z przyczyny "kochanej" przez wszystkich szkoły. Chciałam tylko napisać, że rozdział będzie gotowy na weekend, postaram się go wrzucić najwcześniej w piątek.

To tyle.

Mezzoforte

czwartek, 5 stycznia 2017

Nothing Can Happen - rozdz. 11

Witam!

Nie mam żadnych słów na swoje usprawiedliwienie, więc nie powiem nic...
A tak w ogóle to nietrudno zauważyć, ale to moja pierwsza notka w tym roku :D
Oby był równie wspaniały, 2016. 
Życzę tego szczególnie wszystkim, dla których ubiegłe miesiące nie były przyjemne... jest

Dzisiejszy rozdział jest nieoficjalnie napisany pod hasłem trzech kropek, które zaczęłam nałogowo wstawiać. Jeny, zawszę muszę się czegoś uczepić xD Kiedyś uzależniona byłam od słowa bowiem i xd.
Teraz to już w ogóle szaleję ;P

Nie pytajcie też co ma do maja, ale jak się w maju urodzisz, to ci maj serca nie opuści - krótko mówiąc.
 Także zapraszam do czytania i komentowania! ^^

***********************************************************************************

    Ten dzień był wyjątkowo ciepły. Promienie słoneczne przebijały przez pomarańczowe zasłony już od momentu mojej pobudki. Niechętnie otworzyłam oczy. Który to dzień, która godzina? Podświadomie czułam ogromną radość, a to mogło oznaczać tylko jedno – nadszedł maj.

     Z tym miesiącem wiąże szczególne wspomnienia budzące wielką sympatię. To dziwne, że tak pozornie drobne i nieistotne sprawy powodują tyle radości i taką lekkość na sercu. Jestem osobą szczególnie pesymistyczną z refleksyjnym podejściem do życia, lecz jednak co rusz rzeczy wyższe i niekontrolowane przez nikogo, wyrzucają ze mnie resztki bólu, smutku, czy żalu. Kocham przywiązywać się do spraw tak oczywistych i naturalnych, że mimowolnie uśmiecham się… Tak po prostu. Od serca.

     Niejednokrotnie wspominałam o niesamowitości maja. Możliwe, iż większość osób podziela moją opinię, jednak prawda jest o wiele mniej skomplikowana, niż może się to wydawać. Lubię, kiedy dni przestają być nużące, bądź uciążliwe. Przepadam za uczuciem, gdy małymi krokami zbliża się letnia wolność, a powietrze przesiąknięte jest słodkim zapachem kwitnącego bzu. W godzinach popołudniowych  rozbrzmiewają natomiast kościelne dzwony przypominające wszystkim o majówce. Pamiętam te czasy, kiedy zakurzoną polną dróżką podążałam powoli za babcią w kierunku małej parafii usytuowanej wśród leśnych drzew. Ale babci już nie ma, a ja liczę sobie szesnaście wiosen. Przykre.

                                                      ***
         Wstałam pełna energii i jak na skowronkach pomknęłam do łazienki, by wziąć poranny prysznic oraz założyć lekką sukienkę sięgającą mi do kolan. W końcu to późna wiosna, a nie kwietniowo – pogodowe kaprysy. Włosy spięłam w luźnego koka tak, aby pojedyncze pasma tworzyły artystyczny nieład. Nie wyglądało to tak źle, jak można byłoby pomyśleć…

        Wtedy uświadomiłam sobie straszną rzecz. Za 5 dni rozpoczynam chemioterapię. Pierwsza dawka ma być podawana doustnie, by organizm przywykł do substancji i przy okazji nie spowodował natychmiastowych skutków ubocznych. A co jeżeli nawet tyle mi zaszkodzi? Z czasem będę przecież dostawała tego coraz więcej, a wtedy… ? Teoretycznie wiem, że wypadanie włosów niekoniecznie występuje u wszystkich. Jak jest w praktyce? Przecież nie tylko łysienie czeka podobnych delikwentów. Słyszałam coś o anemii, ale mam ją i tak, więc może się „tylko” ( lub aż ) nasilić. Pomijam już wszystkie pozostałe dolegliwości, to dołujące. Staram się być przecież pozytywna…

       Dotknęłam z przerażeniem moich ciemnych, gęstych włosów. To niemożliwe, bym mogła je stracić. Są moją dumą. Jedyną rzeczą, jaką w sobie akceptuję. I teraz ma po prostu nadejść huragan, który zburzy spokojną toń mojego dotychczasowego życia…
- Nie do wiary, po prostu nie do wiary. – szeptałam cicho do siebie. Paranoicznie zaczęłam myśleć o ewentualnych komplikacjach. Dodatkowo chemię wstrzykuje się także dożylnie, a już największy koszmar. Dodatkowo moje przewrażliwienie na szpitale…

                                                        ***
       Przyjemna majowa aura sprawiła, że nie wytrącono mnie zupełnie z równowagi. Zamiast narzekać, wyjdę może na spacer? Nadchodzące południe świadczyło o Słońcu w zenicie. Aż przyjemnie się przejść. Choć do lata jeszcze trochę, to już teraz bez problemu można wyczuć delikatną, wakacyjną atmosferę. Cudownie. Czy to są właśnie te lepsze dni?

       W domu nie mam nic szczególnego do roboty. Mogłam jedynie siedzieć godzinami przed telewizorem, lub książką, jednak o wiele bardziej pragnę stąd po prostu wyjść. Instynktownie pozbywam się całej melancholii, a to akurat bardzo dobrze. Kiedy dotrze do mnie w końcu, jaką naprawdę wartość ma ludzkie życie? Kiedykolwiek to nastąpi, będę odporna na przeciwności. Po tym co mi przyniosło czuję odwagę, siłę by pokonać chorobę. Życie to dar, którego nie można marnować. Często odkłada się pewne rzeczy na później, składuje je niepotrzebnie i wtedy przychodzi czas, gdy ich realizacja należy do niemożliwości. Ludzie magazynują przy sobie pozornie cenne rzeczy, by później tak bezmyślnie zapomnieć… Niektórzy żyją chwilą, każdym tchnieniem, podmuchem wiatru. Bez obaw o przyszłość. Dlaczego ja nie klasyfikuję się do żadnej z tych kategorii? Zdradzieckie kłamstwa i czyny, obrót w próżnię… Życie przypomina jedną wielką zagadkę. Trudno nawet rzecz, czy warto szukać jakiegoś rozwiązania. Można sądzić, iż lepsza jest najgorsza prawda, niż dopracowane, bezczelne kłamstwo. Ja natomiast w niektórych sytuacjach wolę żyć w błędnych przekonaniach, a przynajmniej szczęśliwie.

     Otworzyłam okno na oścież, by napawać się wiosennym wiaterkiem. Wtem zobaczyłam Roberta zmierzającego w kierunku drzwi.


- Gdzie idziesz? – zapytałam lekko rozkojarzona.


- Muszę coś załatwić, będę za 2 godziny. Jak rodzice wrócą, powiedz im, że jestem u 
Matiego, dobra?


- W porządku. Znając życie zasiedzą się u znajomych i wrócą późnym popołudniem.


    Tego już jednak nie słyszał. Bardzo ciekawe dokąd poszedł. Może znalazł dziewczynę?  W końcu jest dorosły i ma do tego prawo. Będąc o 2 lata młodsza, nadal jestem o te 2 kroki do tyłu. Różnica wieku z biegiem czasu powinna się regulować, a ze mną niestety tak nie jest. „Straszy i mądrzejszy braciszek”? Kiedyś. Dzisiaj jesteśmy starsi. Sentymentalność nie jest złą cechą, ale w przesadnej ilości wszystko potrafi zaszkodzić.

    W końcu stwierdziłam, że skoro wszyscy są poza domem, ja też gdzieś wyjdę. Choćby do parku. To nie jest zły pomysł. Najchętniej wzięłabym kogoś ze sobą… Tylko kogo? Dawno nie rozmawiałam z Patrycją, z tym że ona pojechała dzisiaj na zawody. Ewentualnie mogę zadzwonić po TĘ dwójkę. I to jest to! Wzięłam telefon i wybrałam numer do Ewy. Najchętniej wysłałabym jej wiadomość tekstową, ale mój telefon nie ma takich możliwości, niestety. Ewa odebrała dopiero po czwartym sygnale. Musi być najwidoczniej szczególnie zajęta…


- Halo? Sorry, że nie odbierałam. Idziemy z Jankiem do kina, dołączysz?


- Chętnie. – zgodziłam się. – Pieniądze skądś wytrzasnę. Jaki film proponujesz?


- Nie wiem co grają… - tu usłyszałam czyjś stłumiony śmiech. – Myślimy o komedii, choć wiem, że ich nie lubisz. Dramaty też są OK.


- Niee… Nie dramat.


- Co? Przecież je uwielbiasz.


- To prawda, ale dziś wybieram komedię. Wszyscy będą zadowoleni.



- Dobrze. – przytaknęła. – Zaczekamy na ciebie przy fontannie koło muzeum. Pa.


     Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć na pożegnanie, bo rozłączyła się błyskawicznie. Postanowiłam więc wybrać coś na szybko. Moja sukienka stanowczo nie pasowała do kina. W szafie znalazłam jakąś starą parę jeansów, pamiętają pewnie jeszcze te czasy, gdy nosiłam takie spodnie. O dziwo pasowały na mnie niemalże idealnie; byłam z tego faktu niezwykle zadowolona. Wzięłam też kraciastą koszulę oraz założyłam zwykłe, skromne trampki. Byłam prawie gotowa. Pozostała jedynie kwestia pieniędzy. Kiedy ostatnio w ogóle je wydawałam? Najwidoczniej bardzo dawno, skoro portfel nie świecił całkowitymi pustkami.

       Ruszyłam pospiesznie z domu, biorąc tylko lekką bluzę w razie zmiany pogody i torebkę. Dojście do fontanny zajęło mi jedynie 15 minut. Już z daleka dostrzegłam tych dwóch wariatów, chlapiących się nieustannie wodą. Przechodzący ludzie wlepiali w nich pełen pogardy wzrok, uznając ich pewnie za niespełna rozumu. I słusznie.


- Hej! – krzyknęłam z odległości 10 metrów.


Na dźwięk mojego głosu przerwali swoją żałosną zabawę i poszli w moją stronę.


- Cześć. – uśmiechnął się Janek. – Tam gdzie zawsze?


- Jasne. – odpowiedziałam. Nie wiedzieć dlaczego, przypomniało mi się spotkanie w lodziarni sprzed kilku dni…


      Z nieukrywaną radością udaliśmy się w stronę kina. Budynek był dosyć stary. Świadczyły o tym odrapane ściany i wyblakła farba. Zapewne niegdyś na jego miejscu stał jakiś kinoteatr, lub coś podobnego. Wiem na pewno, że po wojnie został odbudowany ze sterty gruzu i przeznaczony do użytku. Każda budowla ma bowiem swoją historię. Przechodząc obok każdego budynku zastanawiam się często: kiedy go zbudowano? Co przeżył? , „Zobaczył”? Dla wielu głupotą, lecz dla mnie dość istotną sprawą jest refleksja nad tym, co nas wychowało i zapoczątkowało.

     Pomimo swojego wieku, wystrój wewnętrzny znacznie różnił się od zewnętrznego.  Tu jakby nastąpił przeskok pomiędzy dwoma światami. Wnętrze było raczej zwyczajne w stosunku do współczesnych standardów. Dookoła wisiały plakaty reklamujące seanse, a ludzie tłoczyli się niewygodnie na niewystarczającej liczbie siedzeń w poczekalni koło kasy. Kiedyś bywałam tu znacznie częściej, teraz najzwyczajniej na świecie brakuje czasu.

      Wspólnie wybraliśmy najciekawszy naszym zdaniem film, jednak z racji, iż emitowali go dopiero za 45 minut – usiedliśmy wygodnie koło baru i razem z Ewą wysłałyśmy Janka po napoje i popcorn. Kolejki były wyjątkowo długie, przez co zostałyśmy na moment same, a chwilę tę wypełniała jedynie pusta, monotonna cisza. Irytowała mnie niesamowicie, więc przerwałam ją zadając dosyć dziwne pytanie:


- Michael się wybielał?


To najwidoczniej na dobre wyrwało Ewę z otępienia.


- Powtórz, bo nie rozumiem. Kto się wybielał?


- Michael! – odpowiedziałam nieco ostrzejszym tonem tak, że parę ciekawskich osób spojrzało na mnie z zainteresowaniem. Ewa popukała się w czoło.


- Naprawdę zamierzasz mnie teraz denerwować? Wszystko, co przeczytałaś to kłamstwa, nic nieznaczące bzdury!


- Nic nie przeczytałam. Sama dziwię się, że ludzie w to wierzą. Tak samo z oskarżeniami. Aż szkoda słów.


- I całe szczęście… - odetchnęła z ulgą. – Tacy ludzie jak te hieny zrobią wszystko by tylko zaistnieć i zrobić wielkie halo wokół siebie!


Była strasznie wzburzona, niech tylko zacznie rękami wymachiwać…


- Racja. – szepnęłam najciszej jak potrafiłam. – Skandale to podstawy showbiznesu. Są niebezpieczne, toksyczne, zupełnie jak hazard. Tylko że w tym przypadku dług spłacasz przez całe życie. Często kosztem drugiego człowieka.


- Jeżeli w najbliższym czasie się spotkamy, musimy omówić jeszcze parę ważnych spraw. – stwierdziła Ewa. – A takich się nazbierało, prawda? – spojrzała na mnie przeszywającym wzrokiem. Zupełnie jakby wiedziała, że coś ukrywam.



       W tym samym czasie wrócił Janek. Rozmowę urwałyśmy i po paru minutach siedzieliśmy już na przyciemnionej sali. Obok siebie. Kiedy nadszedł oczekiwany moment przerwania reklam, całkowicie pochłonęłam się fabułą filmu. Ku powszechnej niepochlebnej opinii, był nie najgorszy. Niektóre sceny naprawdę mnie rozbawiły. Ale… Czy tylko ja dołuję się komediami? Prawdę mówiąc – smucić może wszystko. Każda rzecz potrafi być negatywnie nacechowana przez pewien czynnik. Niektórzy z utęsknieniem spoglądają na barwne zachody Słońca, jako delikatny przebłysk, czy wspomnienie miłości sprzed lat. Można czytać listowne korespondencje z dawnymi przyjaciółmi , a przede wszystkim każdą rzecz odbierać dowolnym sposobem. Młoda osoba inaczej spojrzy na szumiące morze, niżeliby zrzędliwa staruszka, dla której to jedynie woda i piasek. Przykład morza to także zamglone wspomnienia emerytowanych marynarzy -  chwil które przeżyli płynąc po świecie, napotykając na swojej drodze  najzwyklejszych ludzi. A z nimi…  Z nimi jest różnie. Każdy lubi co innego, ma inne zdolności oraz talenty. Są tacy, co w dwie minuty układają kostkę Rubika, śpiewają, tańczą, piszą, lub po prostu pracują w zwykłym biurze z dala od ekscentryków i marzycieli. Taka jest właśnie ich rola. Co natomiast ze mną? Czy tak naprawdę przeżyłam coś na tyle ciekawego, by  zdradzać komukolwiek moją historię? Może po prostu gram w podobnym filmie, jaki teraz oglądam i czekam po prostu na zakończenie? Jeżeli tak, to będzie najdziwniejszy film wszech czasów…

*************************************************************************************************

To się nazywa 10 STRON A5, hehe. Mam tylko jeszcze jedno pytanie; czy nie przeszkadza Wam to, że akcja toczy się tak wolno? Dobrze wiem, iż wielu osob może to przeszkadzać dlatego pyta,...

To chyba już tyle. Mam nadzieję, że się podobało i....

Pozdrawiam xD ( szczególnie moją Olcię - Fasolcię i Wiktorię crazy cow xD ) Jeżeli mnie czytacie dziewczyny... A mam taką nadzieję. ❤❤❤💗

Mezzoforte