czwartek, 5 stycznia 2017

Nothing Can Happen - rozdz. 11

Witam!

Nie mam żadnych słów na swoje usprawiedliwienie, więc nie powiem nic...
A tak w ogóle to nietrudno zauważyć, ale to moja pierwsza notka w tym roku :D
Oby był równie wspaniały, 2016. 
Życzę tego szczególnie wszystkim, dla których ubiegłe miesiące nie były przyjemne... jest

Dzisiejszy rozdział jest nieoficjalnie napisany pod hasłem trzech kropek, które zaczęłam nałogowo wstawiać. Jeny, zawszę muszę się czegoś uczepić xD Kiedyś uzależniona byłam od słowa bowiem i xd.
Teraz to już w ogóle szaleję ;P

Nie pytajcie też co ma do maja, ale jak się w maju urodzisz, to ci maj serca nie opuści - krótko mówiąc.
 Także zapraszam do czytania i komentowania! ^^

***********************************************************************************

    Ten dzień był wyjątkowo ciepły. Promienie słoneczne przebijały przez pomarańczowe zasłony już od momentu mojej pobudki. Niechętnie otworzyłam oczy. Który to dzień, która godzina? Podświadomie czułam ogromną radość, a to mogło oznaczać tylko jedno – nadszedł maj.

     Z tym miesiącem wiąże szczególne wspomnienia budzące wielką sympatię. To dziwne, że tak pozornie drobne i nieistotne sprawy powodują tyle radości i taką lekkość na sercu. Jestem osobą szczególnie pesymistyczną z refleksyjnym podejściem do życia, lecz jednak co rusz rzeczy wyższe i niekontrolowane przez nikogo, wyrzucają ze mnie resztki bólu, smutku, czy żalu. Kocham przywiązywać się do spraw tak oczywistych i naturalnych, że mimowolnie uśmiecham się… Tak po prostu. Od serca.

     Niejednokrotnie wspominałam o niesamowitości maja. Możliwe, iż większość osób podziela moją opinię, jednak prawda jest o wiele mniej skomplikowana, niż może się to wydawać. Lubię, kiedy dni przestają być nużące, bądź uciążliwe. Przepadam za uczuciem, gdy małymi krokami zbliża się letnia wolność, a powietrze przesiąknięte jest słodkim zapachem kwitnącego bzu. W godzinach popołudniowych  rozbrzmiewają natomiast kościelne dzwony przypominające wszystkim o majówce. Pamiętam te czasy, kiedy zakurzoną polną dróżką podążałam powoli za babcią w kierunku małej parafii usytuowanej wśród leśnych drzew. Ale babci już nie ma, a ja liczę sobie szesnaście wiosen. Przykre.

                                                      ***
         Wstałam pełna energii i jak na skowronkach pomknęłam do łazienki, by wziąć poranny prysznic oraz założyć lekką sukienkę sięgającą mi do kolan. W końcu to późna wiosna, a nie kwietniowo – pogodowe kaprysy. Włosy spięłam w luźnego koka tak, aby pojedyncze pasma tworzyły artystyczny nieład. Nie wyglądało to tak źle, jak można byłoby pomyśleć…

        Wtedy uświadomiłam sobie straszną rzecz. Za 5 dni rozpoczynam chemioterapię. Pierwsza dawka ma być podawana doustnie, by organizm przywykł do substancji i przy okazji nie spowodował natychmiastowych skutków ubocznych. A co jeżeli nawet tyle mi zaszkodzi? Z czasem będę przecież dostawała tego coraz więcej, a wtedy… ? Teoretycznie wiem, że wypadanie włosów niekoniecznie występuje u wszystkich. Jak jest w praktyce? Przecież nie tylko łysienie czeka podobnych delikwentów. Słyszałam coś o anemii, ale mam ją i tak, więc może się „tylko” ( lub aż ) nasilić. Pomijam już wszystkie pozostałe dolegliwości, to dołujące. Staram się być przecież pozytywna…

       Dotknęłam z przerażeniem moich ciemnych, gęstych włosów. To niemożliwe, bym mogła je stracić. Są moją dumą. Jedyną rzeczą, jaką w sobie akceptuję. I teraz ma po prostu nadejść huragan, który zburzy spokojną toń mojego dotychczasowego życia…
- Nie do wiary, po prostu nie do wiary. – szeptałam cicho do siebie. Paranoicznie zaczęłam myśleć o ewentualnych komplikacjach. Dodatkowo chemię wstrzykuje się także dożylnie, a już największy koszmar. Dodatkowo moje przewrażliwienie na szpitale…

                                                        ***
       Przyjemna majowa aura sprawiła, że nie wytrącono mnie zupełnie z równowagi. Zamiast narzekać, wyjdę może na spacer? Nadchodzące południe świadczyło o Słońcu w zenicie. Aż przyjemnie się przejść. Choć do lata jeszcze trochę, to już teraz bez problemu można wyczuć delikatną, wakacyjną atmosferę. Cudownie. Czy to są właśnie te lepsze dni?

       W domu nie mam nic szczególnego do roboty. Mogłam jedynie siedzieć godzinami przed telewizorem, lub książką, jednak o wiele bardziej pragnę stąd po prostu wyjść. Instynktownie pozbywam się całej melancholii, a to akurat bardzo dobrze. Kiedy dotrze do mnie w końcu, jaką naprawdę wartość ma ludzkie życie? Kiedykolwiek to nastąpi, będę odporna na przeciwności. Po tym co mi przyniosło czuję odwagę, siłę by pokonać chorobę. Życie to dar, którego nie można marnować. Często odkłada się pewne rzeczy na później, składuje je niepotrzebnie i wtedy przychodzi czas, gdy ich realizacja należy do niemożliwości. Ludzie magazynują przy sobie pozornie cenne rzeczy, by później tak bezmyślnie zapomnieć… Niektórzy żyją chwilą, każdym tchnieniem, podmuchem wiatru. Bez obaw o przyszłość. Dlaczego ja nie klasyfikuję się do żadnej z tych kategorii? Zdradzieckie kłamstwa i czyny, obrót w próżnię… Życie przypomina jedną wielką zagadkę. Trudno nawet rzecz, czy warto szukać jakiegoś rozwiązania. Można sądzić, iż lepsza jest najgorsza prawda, niż dopracowane, bezczelne kłamstwo. Ja natomiast w niektórych sytuacjach wolę żyć w błędnych przekonaniach, a przynajmniej szczęśliwie.

     Otworzyłam okno na oścież, by napawać się wiosennym wiaterkiem. Wtem zobaczyłam Roberta zmierzającego w kierunku drzwi.


- Gdzie idziesz? – zapytałam lekko rozkojarzona.


- Muszę coś załatwić, będę za 2 godziny. Jak rodzice wrócą, powiedz im, że jestem u 
Matiego, dobra?


- W porządku. Znając życie zasiedzą się u znajomych i wrócą późnym popołudniem.


    Tego już jednak nie słyszał. Bardzo ciekawe dokąd poszedł. Może znalazł dziewczynę?  W końcu jest dorosły i ma do tego prawo. Będąc o 2 lata młodsza, nadal jestem o te 2 kroki do tyłu. Różnica wieku z biegiem czasu powinna się regulować, a ze mną niestety tak nie jest. „Straszy i mądrzejszy braciszek”? Kiedyś. Dzisiaj jesteśmy starsi. Sentymentalność nie jest złą cechą, ale w przesadnej ilości wszystko potrafi zaszkodzić.

    W końcu stwierdziłam, że skoro wszyscy są poza domem, ja też gdzieś wyjdę. Choćby do parku. To nie jest zły pomysł. Najchętniej wzięłabym kogoś ze sobą… Tylko kogo? Dawno nie rozmawiałam z Patrycją, z tym że ona pojechała dzisiaj na zawody. Ewentualnie mogę zadzwonić po TĘ dwójkę. I to jest to! Wzięłam telefon i wybrałam numer do Ewy. Najchętniej wysłałabym jej wiadomość tekstową, ale mój telefon nie ma takich możliwości, niestety. Ewa odebrała dopiero po czwartym sygnale. Musi być najwidoczniej szczególnie zajęta…


- Halo? Sorry, że nie odbierałam. Idziemy z Jankiem do kina, dołączysz?


- Chętnie. – zgodziłam się. – Pieniądze skądś wytrzasnę. Jaki film proponujesz?


- Nie wiem co grają… - tu usłyszałam czyjś stłumiony śmiech. – Myślimy o komedii, choć wiem, że ich nie lubisz. Dramaty też są OK.


- Niee… Nie dramat.


- Co? Przecież je uwielbiasz.


- To prawda, ale dziś wybieram komedię. Wszyscy będą zadowoleni.



- Dobrze. – przytaknęła. – Zaczekamy na ciebie przy fontannie koło muzeum. Pa.


     Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć na pożegnanie, bo rozłączyła się błyskawicznie. Postanowiłam więc wybrać coś na szybko. Moja sukienka stanowczo nie pasowała do kina. W szafie znalazłam jakąś starą parę jeansów, pamiętają pewnie jeszcze te czasy, gdy nosiłam takie spodnie. O dziwo pasowały na mnie niemalże idealnie; byłam z tego faktu niezwykle zadowolona. Wzięłam też kraciastą koszulę oraz założyłam zwykłe, skromne trampki. Byłam prawie gotowa. Pozostała jedynie kwestia pieniędzy. Kiedy ostatnio w ogóle je wydawałam? Najwidoczniej bardzo dawno, skoro portfel nie świecił całkowitymi pustkami.

       Ruszyłam pospiesznie z domu, biorąc tylko lekką bluzę w razie zmiany pogody i torebkę. Dojście do fontanny zajęło mi jedynie 15 minut. Już z daleka dostrzegłam tych dwóch wariatów, chlapiących się nieustannie wodą. Przechodzący ludzie wlepiali w nich pełen pogardy wzrok, uznając ich pewnie za niespełna rozumu. I słusznie.


- Hej! – krzyknęłam z odległości 10 metrów.


Na dźwięk mojego głosu przerwali swoją żałosną zabawę i poszli w moją stronę.


- Cześć. – uśmiechnął się Janek. – Tam gdzie zawsze?


- Jasne. – odpowiedziałam. Nie wiedzieć dlaczego, przypomniało mi się spotkanie w lodziarni sprzed kilku dni…


      Z nieukrywaną radością udaliśmy się w stronę kina. Budynek był dosyć stary. Świadczyły o tym odrapane ściany i wyblakła farba. Zapewne niegdyś na jego miejscu stał jakiś kinoteatr, lub coś podobnego. Wiem na pewno, że po wojnie został odbudowany ze sterty gruzu i przeznaczony do użytku. Każda budowla ma bowiem swoją historię. Przechodząc obok każdego budynku zastanawiam się często: kiedy go zbudowano? Co przeżył? , „Zobaczył”? Dla wielu głupotą, lecz dla mnie dość istotną sprawą jest refleksja nad tym, co nas wychowało i zapoczątkowało.

     Pomimo swojego wieku, wystrój wewnętrzny znacznie różnił się od zewnętrznego.  Tu jakby nastąpił przeskok pomiędzy dwoma światami. Wnętrze było raczej zwyczajne w stosunku do współczesnych standardów. Dookoła wisiały plakaty reklamujące seanse, a ludzie tłoczyli się niewygodnie na niewystarczającej liczbie siedzeń w poczekalni koło kasy. Kiedyś bywałam tu znacznie częściej, teraz najzwyczajniej na świecie brakuje czasu.

      Wspólnie wybraliśmy najciekawszy naszym zdaniem film, jednak z racji, iż emitowali go dopiero za 45 minut – usiedliśmy wygodnie koło baru i razem z Ewą wysłałyśmy Janka po napoje i popcorn. Kolejki były wyjątkowo długie, przez co zostałyśmy na moment same, a chwilę tę wypełniała jedynie pusta, monotonna cisza. Irytowała mnie niesamowicie, więc przerwałam ją zadając dosyć dziwne pytanie:


- Michael się wybielał?


To najwidoczniej na dobre wyrwało Ewę z otępienia.


- Powtórz, bo nie rozumiem. Kto się wybielał?


- Michael! – odpowiedziałam nieco ostrzejszym tonem tak, że parę ciekawskich osób spojrzało na mnie z zainteresowaniem. Ewa popukała się w czoło.


- Naprawdę zamierzasz mnie teraz denerwować? Wszystko, co przeczytałaś to kłamstwa, nic nieznaczące bzdury!


- Nic nie przeczytałam. Sama dziwię się, że ludzie w to wierzą. Tak samo z oskarżeniami. Aż szkoda słów.


- I całe szczęście… - odetchnęła z ulgą. – Tacy ludzie jak te hieny zrobią wszystko by tylko zaistnieć i zrobić wielkie halo wokół siebie!


Była strasznie wzburzona, niech tylko zacznie rękami wymachiwać…


- Racja. – szepnęłam najciszej jak potrafiłam. – Skandale to podstawy showbiznesu. Są niebezpieczne, toksyczne, zupełnie jak hazard. Tylko że w tym przypadku dług spłacasz przez całe życie. Często kosztem drugiego człowieka.


- Jeżeli w najbliższym czasie się spotkamy, musimy omówić jeszcze parę ważnych spraw. – stwierdziła Ewa. – A takich się nazbierało, prawda? – spojrzała na mnie przeszywającym wzrokiem. Zupełnie jakby wiedziała, że coś ukrywam.



       W tym samym czasie wrócił Janek. Rozmowę urwałyśmy i po paru minutach siedzieliśmy już na przyciemnionej sali. Obok siebie. Kiedy nadszedł oczekiwany moment przerwania reklam, całkowicie pochłonęłam się fabułą filmu. Ku powszechnej niepochlebnej opinii, był nie najgorszy. Niektóre sceny naprawdę mnie rozbawiły. Ale… Czy tylko ja dołuję się komediami? Prawdę mówiąc – smucić może wszystko. Każda rzecz potrafi być negatywnie nacechowana przez pewien czynnik. Niektórzy z utęsknieniem spoglądają na barwne zachody Słońca, jako delikatny przebłysk, czy wspomnienie miłości sprzed lat. Można czytać listowne korespondencje z dawnymi przyjaciółmi , a przede wszystkim każdą rzecz odbierać dowolnym sposobem. Młoda osoba inaczej spojrzy na szumiące morze, niżeliby zrzędliwa staruszka, dla której to jedynie woda i piasek. Przykład morza to także zamglone wspomnienia emerytowanych marynarzy -  chwil które przeżyli płynąc po świecie, napotykając na swojej drodze  najzwyklejszych ludzi. A z nimi…  Z nimi jest różnie. Każdy lubi co innego, ma inne zdolności oraz talenty. Są tacy, co w dwie minuty układają kostkę Rubika, śpiewają, tańczą, piszą, lub po prostu pracują w zwykłym biurze z dala od ekscentryków i marzycieli. Taka jest właśnie ich rola. Co natomiast ze mną? Czy tak naprawdę przeżyłam coś na tyle ciekawego, by  zdradzać komukolwiek moją historię? Może po prostu gram w podobnym filmie, jaki teraz oglądam i czekam po prostu na zakończenie? Jeżeli tak, to będzie najdziwniejszy film wszech czasów…

*************************************************************************************************

To się nazywa 10 STRON A5, hehe. Mam tylko jeszcze jedno pytanie; czy nie przeszkadza Wam to, że akcja toczy się tak wolno? Dobrze wiem, iż wielu osob może to przeszkadzać dlatego pyta,...

To chyba już tyle. Mam nadzieję, że się podobało i....

Pozdrawiam xD ( szczególnie moją Olcię - Fasolcię i Wiktorię crazy cow xD ) Jeżeli mnie czytacie dziewczyny... A mam taką nadzieję. ❤❤❤💗

Mezzoforte

7 komentarzy:

  1. Hejka!
    Miód,cud i malina xD. Przechodząc do notki, niech Iwa dobrze nastawi się do tej chemio terapii. Musi być dobrze i będzie dobrze, mam taką nadzieję. Fajnie,że Janek i Ewa zabrali naszą bohaterkę do kina. Może to ją w jakimś sposób odstresuje. Te pytanie Iwy o Michaela, ona doskonale wie o tym,że to nie prawda i good dziołcha z niej. Ewa zareagowała jak każdy Moonwalkers, gdy słyszy takie coś. Ja za potwierdzenie przez kogoś faktu o wybielaniu, mogłam bym wydrapać oczy, nie wiem jak ona, ale przypuszczam,że zrobiła by to samo.Rozdział supi, już czekam na nexta.
    życzę masę weny na pisanie <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejoooooooooooooo...
    Jeśli chodzi o akcję, to wszystko, ładnie pięknie. Nie mam się co czepiać. Od maja do września- nie tak długo, a ja uwielbiam czytać Twoje opisy. Lecimy dalej. Boję się, że z tą chemioterpią nie pójdzie zbyt dobrze, ale to tylko moje przypuszczenia. Niech się tak dziewczyna nie martwi, bo na głowę dostanie, a to jest ostatnia rzecz jaką potrzebuje. To trudne, ale trzeba sobie z tym poradzić. Nie podoba mi się podejście Ewy. Też się boję, że coś wie. Jeśli kiedykolwiek się dowiedzą, to mam nadzieję, że jej nie odtrącą. To jej przysporzy jeszcze więcej problemów. Podejrzany też jest jej brat... To się pewnie jakoś później samo rozwinie. Oby. Ale poważnie, komedia ją smuci? Niech mi już przestanie... Piękny, wiosenny, majowy dzień, a ona snuje refleksje. I to jeszcze takie pesymistyczne. Niech korzysta z życia! Zapomni na chwilę o problemach. To trudne, ale wykonalne.
    Dobrze, ja uciekam. Życzę dużo weny i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hallo!!!
    Hier ist punktalich wecia xD Deine Geschichte ist heute sehr traurig. Iwa muss positive denken. Sie denkt sehr positive. Gut sprechen Polisch bo długo nie pociągnę tą chorobą gardła było świetnie pod wieloma względami, ale smutek tej dziewczyny mnie dobija naprawdę. Opisy są genialne. Ich mag deine Beschreibungen. Bardzo, a wręcz kocham twoje opisy. Są genialne, a czasami nawet filozoficzne i to bardzo, ci również kocham w opowiadaniach. Jest piękny maj, a ona martwi się przyszłością. Niech żyje tu i teraz. Jeżeli ona myśli, że nawet chemia nie pomoże to może warto żyć jakby już następnego dnia miałby być koniec? Więc więcej pozytywnego myślenia dla Iwy przesyłam, a to że w opisie filmu komedia to nie znaczy, że będzie się na nim można śmiać. Czas choć na chwilę zamnieć i uwierzyć, za może być lepiej. Organizm potrzebuje pozytywnego myślenia, bo wtedy leczenie może skutkować bardziej. Mówi to osoba, która coś o tym wie, ale na szczęście w innej sytuacji xD
    Weny ci życzę na więcej i dłuższych takich cudeniek, bo kocham je czytać i nie mogę się doczekać co będzie dalej. Za niemiecką wstawke przepraszam, ale marzenie tego wymaga ode mnie ;D
    Pozdrawiam serdecznie i bardzo gorąco ;****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. L'allemande est très difficile avec cette prononciation et avec... No po prostu.

      Uczę się trzech języków i niedługo dokładam czwarty. Ale niemieckiego... Jego za nic nie zczaję :D

      Usuń
    2. Je ne comprends pas le polonais S'il vous plaît... Jedyne zdanie po francusku, które potrafię xD Wow trzy języki, ja ledwo z ingliszem daje radę, a deutsch to choroba gardła i o dziwo idzie mi najlepiej xD
      A tak z ciekawości to jakich języków się uczysz?

      Usuń
    3. Z tymi językami to pokręcona sprawa.
      Od pierwszej klasy podstawówki uczę się francuskiego, co jest dosyć dziwną sprawą, bo większość osób i tak miała angielski. Z nim natomiast miałam "kontakt" już od długiego czasu, ale na kurs chodzę od w sumie niedawna. Mam jeszcze hiszpański na kółku i to są jeszcze żałosne podstawy, wiec nie ma się czym chwalić. Marzę jeszcze o rosyjskim, ale na razie czasu mi brak i jeszcze szkołę trzeba ogarnąć.

      Mimo wszystkiego angielski i tak znam najlepiej i nie wiedzieć czemu mam go w gimnazjum od podstaw...

      Rozpisałam się, że masakra. Normalnie nie ja...

      Usuń
    4. Ale że gawarijew szparuski? (nie wiem jak to się poprawnie pisze xD) osobiście uważam, że ten język jest naprawdę świetny. Hiszpański nawet jeśli podstawa to i tak fajnie. Można telenowele bez tumacza oglądać, choć teraz to bardziej turecki xD Francuskiego kiedyś szkrobnęłam, ale dosłownie niewiele, bo byłam zapatrzona w takiego jednego kolesia z tamtego kraju. Ale nie słyszałam o francuskim w sql postawowej. Wiem, za zdarza się w liceum a tak to nic nie wiem. Heh... Angielski pozostanie angielskim i chyba w każdej szkole będzie tłumaczony jeszcze raz dla takich tumanów jak ja. I tak cię podziwiam, bo ogarnąć to wszystko jest naprawdę trudno i żeby ci się jeszcze wyrazy z jednego języka do drugiego języka podczas rozmowy nie wpychały to też trzeba ogarnąć. Wychodzi jednak na to, że każdy ma smykałke do czegoś tam co sobie wymyśli, jeżeli tobie takie skakanie po językach świata sprawia przyjemność to, życzę wytrwałości w tym co robisz i czasu, bo wiem jak bardzo uciążliwy jest jego brak. Niech ci się nawet kiedyś japoński wymarzy xD

      PS. Widać sprawiam, że ludzie zaczynają przemawiać ;)
      PSS. Zdałam sobie sprawę, że chyba wybrałam złe miejsce na dyskusje xD

      Usuń