środa, 19 października 2016

Nothing Can Happen - rozdz. 6

Hej!

Rozdział miał być w niedzielę, ale dopadło mnie małe przeziębienie i z tej racji straciłam parę dni roboczych. Tworzyło mi się go naprawdę ciężko, a to ze względu na brak weny, która postanowiła u mnie zawitać dopiero przy pisaniu ostatnich stron xD
Chciałabym jeszcze wspomnieć, że w tym rozdziale jest pewne nawiązanie do czegoś, a raczej kogoś... Z góry mówię - to nie jest główny wątek.  ( taka mała informacja do miłośników teorii spiskowych xD  )

Tak więc... Zapraszam do czytania i komentowania!


***********************************************************************************

     Obudziłam się około godziny trzeciej w nocy, gdyż dręczyły mnie straszne koszmary, o których ciężko mi wspomnieć. Tak jest zawsze, gdy ma się wydarzyć coś złego. Osobiście nie uważam tego za jakiś ewenement, ale ostatnio sny stają się coraz bardziej niepokojące. Takie realistyczne... Najprawdopodobniej w dużej mierze są winą ciągłego strachu niedającego mi żyć. Nie wystarczy widocznie odłożyć zmartwienia na bok i próbować odrzucić je w zapomnienie, bo one złośliwym sposobem tak czy inaczej dadzą znać o swojej obecności. Podświadomej obecności.

     Skazana na bezsenną noc, wierciłam się blisko godzinę, a w ten czas dostatecznie zepsułam sobie humor. O świcie byłam żartobliwie ujmując ''skacowana''. Ziewnęłam z niewyspania, po czym poczłapałam do łazienki, by przepłukać twarz chłodną wodą. Taki rytuał. Następnie ubrałam wygodne dresy i szarą bluzę. Ze względu na wczesną porę miałam dużo czasu, więc postanowiłam przygotować wszystkim śniadanie, a że lodówka świeciła pustkami - skoczyłam szybko do sklepu po najważniejsze produkty. Zarzuciłam niedbale lekką, wiosenną kurtkę i to był błąd, bo o tej porze jest jeszcze strasznie zimno. Przeziębienie - ostatnia rzecz, jakiej mi brakuje...
Co miałam do załatwienia, załatwiłam, po czym wróciłam do domu coś przygotować. Zmierzając w stronę kuchni usłyszałam nagle jakiś szept. Tylko czyj? Moja rodzina to największe śpiochy pod słońcem i raczej nie buszowaliby po mieszkaniu o 5:30. A może czuję tylko szumy w swojej głowie?

     Stałam tak przez chwilę, głos był chyba tylko wytworem mojej wyobraźni. Pomijając ten fakt zrobiłam kanapki, a później znudzona włączyłam telewizor. Zazwyczaj nie lubię oglądać tego, co pokazują w tym głupim pudle, ale cóż lepszego miałam zrobienia, jak nie bierne przeskakiwanie z jednego programu na drugi?

    Po półgodzinie stwierdziłam, że będę oglądać tych głupot. Chciałam już wyłączyć telewizor, gdy nagle przed oczami mignął mi pewien teledysk. Zaraz... Skąd ja znam tę piosenkę? No tak, słyszę ją nieraz w radiu. Tylko kto jest jej autorem? Tego się już nie dowiedziałam, bo przy tej melodii dosłownie odpłynęłam. W sumie można rzec, że to dziwne, ale nigdy nie lubiłam współczesnej muzyki, która akurat była na ''topie''. Wszyscy, których znam słuchają hitów poprzedniej dekady i lat obecnych, Wszyscy oprócz mnie. Ja nie pasuję do tej muzyki - jestem cicha i spokojna, a zabawa jest mi zbędna. Znalazłby się na pewno ktoś, kto powiedziałby mi : ''Ale Iwona, ty nawet ballad nie lubisz? Nie znasz najnowszych hitów?! Są świetne!''
Prawda jest taka, że gusta mam jakie mam i od zawsze wolę klasyczne i poważne melodie z głębokim przesłaniem. Wzruszające, chwytające za serce, a nie skłaniające do tańczenia.
Po obejrzeniu paru klipów, zdążyłam jednak stwierdzić, że byłam zamglona jakimś... uprzedzeniem. Może bałam się życia w świecie muzyki rozrywkowej? Teraz dociera do mnie właśnie jak dużo tracę ograniczając się do jednego - i nie tylko pod względem muzycznym. Nie chcę liczyć ile zaprzepaściłam szans na poznanie czegoś nowego.  Chyba dlatego ludzie odbierają mnie jako zwykłą ekscentryczkę, żyjącą z głową w chmurach...

                                                                     ***

    Wyłączyłam telewizor. "A gdyby tak obudzić Roberta?'' - pomyślałam. Czasami lubię go podenerwować, chociaż na ogół to on zaczepia mnie. Jesteśmy jak typowe rodzeństwo, inni jednak określiliby nas jako dziwaków. Nonsens. Ostatnio zrobiła się głupi moda na określanie typów osobowości i nie wiadomo co jeszcze. Po co kategoryzować się do ścisłych grup, skoro można iść swoją drogą ( a nie większości ) ? Postępowanie to bardzo indywidualna sprawa. Patrząc na sytuację z tej strony zaczyna wydawać się bezsensowna. I dobrze. Taki mam właśnie pogląd. Lepiej żyć, będąc sobą, choć w dzisiejszych czasach i o to trudno. Trudno pokazywać swoje prawdziwe oblicze, by uniknąć wyśmiania. Mówię to w oparciu o nie tylko cudze, lecz także własne doświadczenia.

    Stąpałam powoli, powolutku... Robert smacznie spał. Opracowując strategię zauważyłam na biurku szklankę wody. Eureka! Nalałam trochę cieczy na rękę i dałam mu "miły początek dnia". Zaskoczony, otworzył oczy, a tymczasem ja walnęłam go z całej siły poduszką, chlapiąc co jakiś czas wodą. Śmiałam się jak wariatka, bo chyba każdy może mieć swoje dwie strony? 

Cicha woda brzegi rwie...

    Po skończonym szaleństwie byliśmy nieco mokrzy, ale za to nastrój mieliśmy wyśmienity. Robert nawet się nie wkurzył, a nie sądzę by robił to z litości. Wyjątkowo dobry dzień, tak myślę.

- Co tam, panie Robercie? - rzuciłam sarkastycznie

On zaśmiał się, po czym powiedział:

- No, Iwona. Widzę, że zdrowiejesz.

Pomimo świadomości, iż nie mówił tego złośliwie, jego słowa strasznie mnie zasmuciły. Zdążyłam przynajmniej na obecną chwilę zapomnieć o chorobie, a teraz znowu wrócił ten stres. Poczułam w sobie panikę i zrobiło mi się słabo. W gardle rosła mi wielka gula. By nie  urazić swej dumy i zamaskować żal, wychrypiałam ozięble:

- O ile w ogóle wyzdrowieję. Mam wrażenie, że do ciebie jeszcze nie dotarło. Jestem chora na raka, rozumiesz?! - jakoś trudno było mi przepuścić te słowa przez usta.

Spojrzałam na brata, który wyraźnie posmutniał. Niepotrzebnie naskakiwałam. Z drugiej strony, musi wiedzieć jaka jest sytuacja, prawda?

- Doskonale rozumiem. Nawet więcej niż ci się wydaje. - burknął. - Tylko ty niepotrzebnie się dołujesz! Chcę cię pocieszyć, to takie trudne?!

- Żebyś wiedział, że trudne! - krzyknęłam rozeźlona. - I wcale nie zamierzam się dołować. Byłam w dobrym nastroju, a ktoś jak zwykle musiał mi go zepsuć! Dzięki wielkie...

- Dzieciak jeszcze z ciebie. Nie wiedziałem, że jesteś tak wybuchowa.

- Nie wytykaj mi cech charakteru. - poprosiłam trochę spokojniej.

- Jak sobie życzysz, madame. - rzucił kąśliwie i opuścił pokój.

    Zostałam sama. Usiadłam na łóżku Roberta, karcąc się w duchu za tę złośliwość. Co jest ze mną nie tak? Wciąż tylko marudzę, a emocję odreagowuję na innych. Moje problemy zaczynają mnie powoli przerastać. Z głęboką nadzieją oczekuję ich końca, lecz póki co nie weszłam jeszcze na start...

                                                               ***
    Już od chwili, kiedy dostałam rzekomy wyrok, zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Świat momentalnie mi się zawalił, a wizja przyszłości stała się niepewna. Bądź co bądź, nadeszła walka z nieprzyjemnym zrządzeniem losu. Jestem już prawie na ringu, przygotowuję się do bitwy... Co dalej? Pojedynku nie wypada przerwać, choćbym spotkała jakąkolwiek przeszkodę.

   W całej sytuacji najgorsze jest to, że muszę całkowicie zmienić mój stosunek do świata, jak i ludzi. Ich trzeba przystosować. Obawy, czy nie odsuną się potem ode mnie są przytłaczające, więc nie mogę na razie nikomu powierzyć pewnej gorzkiej tajemnicy...

                                                                ***
   Dobiegające z kuchni odgłosy, świadczyły o tym, że rodzina jest już przy stole. Niekulturalnie byłoby ich tam zostawić, więc dołączyłam do nich spoglądając to na Roberta, to na rodziców. W ich oczach widziałam stłumiony ból, do którego i tak by się nie przyznali. Rozmawiali o czymś razem, natomiast ja zastanawiałam się w tym czasie co ubrać na spotkanie z Ewą. Termometr pokazywał 23 stopnie, więc mogę spokojnie założyć lekką bluzę którą dostałam na szesnaste urodziny od Patrycji. Ze spodniami nie będzie problemu, bo mam ich niewiele, a nie noszę też jeansów. Kolejny dziwny nawyk. Wiem, wiem...

   Kiedy rozkminy stały się nużące postanowiłam wszcząć jakąkolwiek rozmowę:

- Jak tam u was?

- To raczej my powinniśmy się ciebie o to pytać. - westchnął tata. - Jak się czujesz?

- Fizycznie, czy psychicznie?

- Ogólnie.

- Ogólnie to nie wiem. - zaśmiałam się. Zaczynało mnie chyba brać na żarty.

- A, nie wiesz... - droczyła się mama. - Jesteś pewna?

- Na 100%. - odpowiedziałam

Nagle przypomniałam sobie o pewnej sprawie.

- Na śmierć zapomniałabym! Dzisiaj idę na lody. O 15. Wiem, że niespecjalna pogoda, no ale... Nie zgadniecie z kim?

Tata zamyślił się, po czym puściło oczko.

- Pewnie z jakimś kawalerem. Ach, młodzi...

- Nie te czasy, tato...

- A co ty myślisz, że kiedyś ludzie na drzewach chodzili i było inaczej? - parsknął śmiechem.

- Tato... Nie chłopcy mi w głowie. Najpierw szkoła, potem studia. Jak nic nie stanie na przeszkodzie, oczywiście. .

- Teraz tak mówisz córciu, a później zobaczysz jak się życie potoczy. Ukończysz szkołę, poznasz jakiegoś mężczyznę... A co do zdrowia - nie wolno nam tracić wiary i nadziei. Ona umiera ostatnia. - wtrąciła mama

Wzruszyły mnie te słowa, jednak nadal nie powiedziałam z kim idę się spotkać.

- Czy nie mówiłam wam, że niedawno spotkałam Ewę?

- Tą Ewę, z którą bawiłaś się w piaskownicy...? - zapytał mój brat.

- Robert...

- ... jak miałaś 5 lat?

Pomyśleć tylko, że jesteśmy rodzeństwem...

- Dokładnie. Tą marnotrawną przyjaciółką, która wyjechała stąd trzy lata temu. Teraz podobno znalazła tu wymarzone technikum.

Robert kiwnął głową porozumiewawczo, a mama spytała:

- Tak, to już tyle lat się nie widziałyście. W której klasie wyjechała, bo nie pamiętam?

- Zaraz... Chyba w siódmej.

- Pamiętam jak rozpaczałyście, że nie pójdziecie razem do szkoły średniej. - wspomniał tata. - Chociaż i tak na jedno wyszło, bo ty chodzisz do liceum.

- W pewnym sensie... - mruknęłam tonąc po raz kolejny w otchłani, zwanej wyobraźnią.

                                                                      ***
   Po skończonym posiłku pomogłam mamie przy zmywaniu naczyń, a następnie poszłam do pokoju. W międzyczasie pogodziłam się z bratem, zdążyłam coś narysować i poczytać. Chwilowo przerwałam lekturę, by nalać sobie soku. Spojrzałam na zegar i omal nie dostałam zawału ( tak, tego jeszcze by mi brakowało ). Była 14:53. Mam 7 minut!

- Lecę! - wydarłam się na całe mieszkanie. Nie zdążyłam nawet wziąć nowej bluzy, tylko jakiś stary sweter. No nic, teraz tylko modlę się by zdążyć...

*************************************************************************************************

No cóż. Mistrzostwo to nie było. W rozdziale nie wydarzyło się nic konkretnego, ale następne będą może ciekawsze. Mam nadzieję, że chociaż trochę się podobało, widzimy się niedługo ^^
( czyli za minimalnie tydzień xD )

Mezzoforte

PS Nie martwcie się, niedługo zrobię coś z tym ohydnym, niedopasowanym nagłówkiem :D


5 komentarzy:

  1. Hej!
    Emm... Co? Tydzień, powiadasz? A zdajesz sobie sprawę, że ja najprawdopodobniej nie wytrzymam do... jutra? Może mała przesada... Do za 10 minut?
    Ty mówisz, że nic się nie wydarzyło, a jednak coś. Czuję, że to poprzedzenie czegoś WIELKIEGO. Wieeelkieeeegoooo. Już się nie mogę doczekać tego spotkania. Ciekawe co będą robić.
    Ah, przewrażliwienie. Tak, tak, wiem- straszna choroba, tylko bez przesady. Jest to tragedia, ale nie można się nad tym użalać cały czas. Lepiej, niech zmieni tok myślenia, bo tym sposobem, w głębi będzie nieszczęśliwa i wciąż będzie się unieszczęśliwiać, a to się odbije na innych...
    PS. Miłośnicy teorii spiskowych xD 100% ja...
    Pozdrawiam i duużo weny (ostatnio chyba większości jej brakuje)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Teorie spiskowe? Już nie mogę się doczekać. Myślę, że będzie ciekawe.
    No ej no. Oni powinni dawać jej wsparcie, a nie już samym spojrzeniem ją dołować. Natomiast Iwa nie powinna tak się zamartwiać, a cieszyć się chwilą, bo to jest najważniejsze. Więcej pozytywizmu i będzie dobrze, gwarantuję.
    Może jakiś cud względem naszej bohaterki? Bo nie powiem, że liczę na cudowne ozdrowienie, choć kto wie.
    Co by tu jeszcze... A no tak. Ciekawe co będzie się działo na tym ich spotkaniu, pewno będzie duuużo wspomnień.
    Weny ci życzę i czekam. Nie tylko ja, ale też inni wytrzymają ten tydzień.
    Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka!
    Przepraszam miałam wcześniej skomentować, ale jestem straszny leń xD. Oblanie wodą i lanie poduszką, najlepszy sposób, aby kogoś obudzić xD. Iwona jest mega zdołowana i rozumiem to,jeszcze po tych słowach Roberta. Fajne,żę chociaż na chwilę zapomniała o chorobie. Mam nadzieje,że marzenia Iwy o studiach się spełnią i co najważniejsze, choroba pozostanie tylko nie przyjemnym wspomnieniem. Jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się na tych lodach z Ewą.
    Życzę duuużo Weny!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. :)
    Przeczytałam wszystko co było i stwierdzam, że to naprawdę ciekawe. :) Nie wiem jak to określić, z reguły nie lubię czytać ani oglądać o rzeczach przykrych, ale to mi się akurat spodobało. :) I chciałabym cię przy okazji zaprosić do siebie. Moje opowiadanie jest dość długie i podzielone na części więc zapraszam do pierwszej. :)
    http://you-are-not-alone-mj.blogspot.com/
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Bardzo się cieszę, że ci się podoba. W wolnej chwili z chęcią przeczytam twoje opowiadanie, a jak patrzyłam trochę tych rozdziałów jest :D
      Takie właśnie długości lubię xD
      Pozdrawiam

      Usuń